dostalem prace na argach ksizki, fajna robota soedzialem i rozdawalem gazety.. najlepsze bylo to, ze mialem dwa numery i skladalem je w jeden komplet. Na okladce jednego bylo cos o BigBraterze a na drugim cos o nacjonalistach..jezeli bigbrather byl na wierzchy to ludzie sie rzucali na to a jak na odwrot to pzrechodzili obok mnie obojetnie... usmialem sie gdy pzrechodzil kolo mnie ojciec z synem(moe mial ze3 latka), dziecko zobaczywszy gazete powiedzialo:" o big bladel magazin"...(bez komentarza) zastanawiam sie czy za pare lat jak dziecko bedzie sie uczylo mowic to pierwsze co powiedzie to :" big blodel" albo " piczaczu" piep..ona komercja
tak sobie myślę, że ostatnie dni przynoszą mi coraz większą pewność. pewność siebie, pewność przyszłości. znów na chwilkę tylko widziałem Pinezkę, ale tylko krótko, na chwilkę, właściwie kilka dni. niewyjaśnione rzeczy zostały wyjaśnione, czas zagospodarowany między nas.. wydawało się że tych parę dni to będzie wieczność.. a teraz jest to kropla w oceanie potrzeb.. po kilku pierwszych godzinach po spotkaniu z Nią było tak, jakbyśmy przez ostatnie 2 tygodnie byli wciąż razem, blisko, a nie oddzieleni dystansem setek kilometrów..
teraz.. teraz liczę dni i czekam. w pracy liczę godziny do jej zakończenia. bo wtedy zamienię z miom Maleństwem kilka słów przez komunikator.. liczę dni do kwietnia, bo wtedy zamieszkamy razem.
na razie jest tak jak w starej piosence:
"..all we can do is just sit and wait.."
tęsknię za Jej ciepłem, głosem, dotykiem..
z każdym dniem coraz bardziej. jednakże mam świadomość że każdy z tych dni przybliża nasze spotkanie..
czyż to nie paradoks? nie lubię tych dni bez Ciebie, tych które trzymają nas na dystans.. z drugiej strony jednak, lubię te dni bo mijają, bo bo mam je już za sobą.. po prostu.. kolejny dzień skraca oczekiwanie na Ciebie..